Pobudka rano, za oknem sypie piękny śnieg. Przez chwilę walczę z chęcią zaszycia się pod ciepłą kołdrą, ale już wstaję, zakładam grube skarpety i cichutko wymykam się do kuchni. W czajniku bulgocze woda na herbatę, a w głowie prawdziwy wyścig pomysłów. Co chcę na śniadanie? owsianka czy szakszuka? I może by zupę ugotować. Kapuśniak za mną chodzi, taki na kiszonej kapuście i wędzonych żeberkach... Albo grochówka. W każdym razie jakaś porządna zupa, żeby pasowała do zimowej aury. I póki tak sobie myślę w międzyczasie, w piekarniku już się rumienią bułeczki na śniadanie. Chrupiące, złociste, z pestkami dyni. Zrobiłam je w kształcie węzełków, ale najprostsze okrągłe też przecież mogą być;)
p.s. chęć na szakszukę była większa;)
Składniki (na 10 sztuk):
ciasto przefermentowane:
0,5 szklanki wody
1 szklanka minus 1 łyżka mąki (typ 650)
3g świeżych drożdży
ciasto właściwe:
400g mąki (dałam typ 650, można też typ 550)
1 płaska łyżka mąki ziemniaczanej
150ml mleka
80ml wody
20g świeżych drożdży
1 łyżeczka miodu
0,5 łyżeczki soli
2 łyżki oleju lub oliwy
całe ciasto przefermentowane
spora garść pestek dyni
do posypania: sezam, pestki dyni
Wieczorem: przygotowujemy ciasto przefermentowane. Drożdże rozpuszczamy w wodzie, wsypujemy mąkę, mieszamy dokładnie, żeby powstało gładkie ciasto (będzie klejące). Miskę przykrywamy folią, odstawiamy na 1h w temp. pokojowej, następnie wstawiamy na min. 12h do lodówki (można trzymać w lodówce do 36h).
Następnego dnia: ciasto przefermentowane wyjmujemy z lodówki i zostawiamy w temp. pokojowej na godzinę, żeby się ociepliło. Mleko z wodą lekko podgrzewamy. Mąkę przesiewamy z solą. Miód i drożdże rozpuszczamy w mleku, wlewamy do przefermentowanego ciasta, dodajemy przesianą mąkę z solą i mąkę ziemniaczaną, wyrabiamy gładkie, miękkie ciasto, pod koniec wyrabiania dodajemy olej oraz pestki dyni. Ciasto po wyrobieniu powinno być miękkie, elastyczne.
Jeśli ciasto jest zbyt twarde, należy dolać nieco wody, jeśli zbyt się klei - dosypać odrobinę mąki.
Ciasto wkładamy do miski, przykrywamy ściereczką i ostawiamy do wyrastania na 1,5 godziny.
Gdy ciasto co najmniej podwoi objętość, odgazowujemy go uderzając pięścią, dzielimy na 10 części. Z każdego kawałka ciasta formujemy wałek o długości ok 20-25cm, robimy węzełek, a końce ciasta sklejamy ze sobą. Bułeczki układamy na blasze w sporych odstępach, , wierzch smarujemy mlekiem i posypujemy sezamem i pestkami dyni, przykrywamy ściereczką i pozostawiamy w ciepłym miejscu do napuszenia (ok 40 minut).
W międzyczasie nagrzewamy piekarnik do 220stC. Wstawiamy wyrośnięte bułki, na dno piekarnika wrzucamy kilka kostek lodu, żeby wytworzyła się para. Pieczemy ok 12 minut. Upieczone bułki studzimy na kratce przykryte ściereczką.
Smacznego!
Uwaga: ciasto na bułeczki można również pozostawić do wyrastania na noc w lodówce. Szczegółowy opis znajdziecie w przepisie na nocne kajzerki. W tym przypadku również należy zmniejszyć ilość drożdży w cieście właściwym do 7 gramów.
p.s. chęć na szakszukę była większa;)
Składniki (na 10 sztuk):
ciasto przefermentowane:
0,5 szklanki wody
1 szklanka minus 1 łyżka mąki (typ 650)
3g świeżych drożdży
ciasto właściwe:
400g mąki (dałam typ 650, można też typ 550)
1 płaska łyżka mąki ziemniaczanej
150ml mleka
80ml wody
20g świeżych drożdży
1 łyżeczka miodu
0,5 łyżeczki soli
2 łyżki oleju lub oliwy
całe ciasto przefermentowane
spora garść pestek dyni
do posypania: sezam, pestki dyni
Wieczorem: przygotowujemy ciasto przefermentowane. Drożdże rozpuszczamy w wodzie, wsypujemy mąkę, mieszamy dokładnie, żeby powstało gładkie ciasto (będzie klejące). Miskę przykrywamy folią, odstawiamy na 1h w temp. pokojowej, następnie wstawiamy na min. 12h do lodówki (można trzymać w lodówce do 36h).
Następnego dnia: ciasto przefermentowane wyjmujemy z lodówki i zostawiamy w temp. pokojowej na godzinę, żeby się ociepliło. Mleko z wodą lekko podgrzewamy. Mąkę przesiewamy z solą. Miód i drożdże rozpuszczamy w mleku, wlewamy do przefermentowanego ciasta, dodajemy przesianą mąkę z solą i mąkę ziemniaczaną, wyrabiamy gładkie, miękkie ciasto, pod koniec wyrabiania dodajemy olej oraz pestki dyni. Ciasto po wyrobieniu powinno być miękkie, elastyczne.
Jeśli ciasto jest zbyt twarde, należy dolać nieco wody, jeśli zbyt się klei - dosypać odrobinę mąki.
Ciasto wkładamy do miski, przykrywamy ściereczką i ostawiamy do wyrastania na 1,5 godziny.
Gdy ciasto co najmniej podwoi objętość, odgazowujemy go uderzając pięścią, dzielimy na 10 części. Z każdego kawałka ciasta formujemy wałek o długości ok 20-25cm, robimy węzełek, a końce ciasta sklejamy ze sobą. Bułeczki układamy na blasze w sporych odstępach, , wierzch smarujemy mlekiem i posypujemy sezamem i pestkami dyni, przykrywamy ściereczką i pozostawiamy w ciepłym miejscu do napuszenia (ok 40 minut).
W międzyczasie nagrzewamy piekarnik do 220stC. Wstawiamy wyrośnięte bułki, na dno piekarnika wrzucamy kilka kostek lodu, żeby wytworzyła się para. Pieczemy ok 12 minut. Upieczone bułki studzimy na kratce przykryte ściereczką.
Smacznego!
Uwaga: ciasto na bułeczki można również pozostawić do wyrastania na noc w lodówce. Szczegółowy opis znajdziecie w przepisie na nocne kajzerki. W tym przypadku również należy zmniejszyć ilość drożdży w cieście właściwym do 7 gramów.
uwielbiam zapach domowego pieczywa o poranku;)
OdpowiedzUsuńSuper te bułeczki. Uwielbiam pieczywo z ziarnami :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne bułeczki... oj zjadłoby się taką :)
OdpowiedzUsuńZjadłoby się taką :)
OdpowiedzUsuńależ cudne :) i na pewno 100 razy lepsze od sklepowych :)
OdpowiedzUsuńMoja mama też tak zawija bułeczki :) Super są. Lubię ten kształt.
OdpowiedzUsuńPyszne pieczywko! Idealnie się prezentuje i do śniadanka jak znalazł. Wystarczy dobrać ulubione dodatki i mamy prawdziwą śniadaniową ucztę!
Pozdrawiam ciepło :)
I taka bułeczka lądująca później w sosie z szakszuką <3
OdpowiedzUsuńDoskonałe, pięknie wyrosły :)
OdpowiedzUsuńCudowne bułeczki. Poproszę jedną na śniadanie :-)
OdpowiedzUsuńApetyczne bułeczki))
OdpowiedzUsuńNie ma to jak domowe pieczywo!
OdpowiedzUsuńŚwietne te bułeczki. Aż ma się ochotę sięgnąć i podkraść jedną. ;-)
OdpowiedzUsuńwspaniałe - Julianno jak ja Ci zazdroszczę takich poranków - u mnie to wygląda całkiem inaczej w tygodniu - rano wstaję, szybka kawa, wyprawa dziecka do szkoły i wspólne wyjście. A ciepłe pieczywa mamy zazwyczaj na kolację, kiedy razem możemy ją zjeść przy wspólnym stole
OdpowiedzUsuńWspaniale wyglądają!
OdpowiedzUsuń