Ostatnio nie nadążam. Jakby doba miała co najmniej 2 godziny więcej, chyba bym się wyrobiła ze wszystkim, a tak zaniedbuję blog, brakuje mi czasu na pisanie postów, nawet o robieniu zdjęć potraw nie mówiąc... Dziś więc wpadam tylko na chwilę, by opowiedzieć o smakowitym piknikowaniu z produktami Spichlerz Rusiecki. Niektóre nazywają tego typu konserwy mięsne jedzeniem singli albo obiadem dla leniwych. Nic bardziej mylnego! Leniwa nie jestem, ale czasem nachodzi mnie ochota na mięso ze słoika, a po otworzeniu lodówki okazuje się, że wszystkie zapasy domowej "tuszonki" zostały zjedzone. Albo wybieramy się na jagody tudzież grzyby i trzeba by zadbać o prowiant na wyprawę. Zwykłe kanapki po kilku godzinach leżenia w samochodzie tracą świeżość, więc lepiej zaopatrzyć się w słoik pasztetu, mięsiwa lub kiełbasy. Tak też zrobiłam podczas ostatniej naszej wycieczki. Akurat dostałam paczuszkę z produktami Spichlerz Rusiecki, a w niej znalazły się słoiki z pasztetem, mięsem, smalcem ze skwareczkami, czosnkową kiełbasą słoikową oraz udziec z indyka.
Zgodnie stwierdziliśmy, że zaczniemy od pasztetu pieczonego z kurczakiem:)
Cóż, wybór był udany. Pasztet jest pieczony w słoiku, na zwartą konsystencję, ale nie przypomina pasty, jest gruborozdrobniony. Rzadko kupuję takie produkty w sklepie, gdyż ich skład zazwyczaj mnie nie odpowiada: mom, glutaminian itp. Ale ten pasztet nie zawiera ani mięsa oddzielonego mechanicznie, ani glutaminianu. Można pokroić go nożem w plastry albo rozsmarować na kromce świeżego domowego chleba. Do tego ogórek małosolny albo słodki pomidor prosto z pola... ten smak... wiecie o czym mówię:)
Zgodnie stwierdziliśmy, że zaczniemy od pasztetu pieczonego z kurczakiem:)
Cóż, wybór był udany. Pasztet jest pieczony w słoiku, na zwartą konsystencję, ale nie przypomina pasty, jest gruborozdrobniony. Rzadko kupuję takie produkty w sklepie, gdyż ich skład zazwyczaj mnie nie odpowiada: mom, glutaminian itp. Ale ten pasztet nie zawiera ani mięsa oddzielonego mechanicznie, ani glutaminianu. Można pokroić go nożem w plastry albo rozsmarować na kromce świeżego domowego chleba. Do tego ogórek małosolny albo słodki pomidor prosto z pola... ten smak... wiecie o czym mówię:)
Mm..aż zachciało mi się takiego pasztetu albo mielonki ze słoika ;)
OdpowiedzUsuńTeż ostatnio zrobiliśmy sobie piknik:)
OdpowiedzUsuńNasz tato by kwiczał z radości z takiego mięsnego pikniku xD
OdpowiedzUsuńNie znam tych produktów, ale wyglądają bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńU mnie ostatnio z czasem jest podobnie, ciągle go brakuje. Niby wakacje, lato człowiek powinien wypocząć, a tu jak na razie więcej zajęć niż w zimie :)
Na taki pyszny piknik to bym się wybrała. Taki pasztecik z dodatkiem świeżych jarzynek, ogórka małosolnego... mmm... bomba i smak nie do zastąpienia! Pozdrawiam, miłego weekendu!
OdpowiedzUsuńI narobiłaś mi smaku na pasztecik ;) i ochoty na piknik :)
OdpowiedzUsuńwarto mieć zawsze coś takiego na wynos. My też nie znosimy kanapek zrobionych od rana, tylko najlepiej na świeżo. Idealny prowiancik na piknik :)
OdpowiedzUsuń